sobota, 20 września 2014

Rozdział 6.

Justin POV
                Siedziałem na ławce przy stawie i rzucałem do niego kamyki. Jutro jest piątek, więc spotykam się z przyjaciółmi. Może jak wrócę do domu, to zajdę do Candy i spytam czy pójdzie ze mną na to spotkanie? Pewnie się nie zgodzi, ale tak czy siak muszę z nią porozmawiać. W przyszłym tygodniu planuję odwiedzić rodzinę, zrobię im niespodziankę. Tak długo siedzę w tym Bostonie, że już nawet nie pamiętam jak wygląd moja siostra czy brat. Jazzy kończy w tym roku szkołę i 19 lat, więc urządzimy jej przyjęcie z tych dwóch okazji. Jaxon jest o dwa lata od niej młodszy, więc musi jeszcze poczekać by skończyć szkołę. Gdy tak myślałem o rodzinie, zastanowiłem się, dlaczego Candy nie chodzi do szkoły, przecież jest młodsza od mojej siostry. Pewnie ją rzuciła albo zapisała się do szkoły internetowej. Odrzuciłem myśli o mojej nowo poznanej znajomej? Nie wiem kim jest dla mnie. W każdym razie muszę się już stąd zbierać, bo zastanie mnie mrok a za dwie godziny mam samolot powrotny. Wstałem z ławki i ruszyłem w stronę parkingu, który był oddalony od stawu o jakieś 700 metrów. Szedłem po chodniku i oglądałem krajobraz Portland jakiego jeszcze nie widziałem. Było tu spokojniej niż w Bostonie. Przynajmniej w tej dzielnicy. Gdy znalazłem się już przy moim samochodzie, wsiadłem do niego i odjechałem. W GPS wpisałem adres lotniska i kierowałem się w tym kierunku, który mi podawało urządzenie. Dość sprawnie przejechałem przez najruchliwsze ulice miasta i na miejscu znalazłem się po dwudziestu minutach. Zaparkowałem pojazd na parkingu, wysiadłem z niego i go zamknąłem. Dałem znać znajomemu, że jego samochód stoi na lotnisku Portland International Airport. Włożyłem telefon do kieszeni i wszedłem do budynku lotniska. Po przejściu przez różne kontrole, odłożyłem walizkę na taśmę i ruszyłem do hali odlotów. Samolot miał startować o godzinie 20, więc musiałem poczekać jeszcze pół godziny. Westchnąłem i opadłem na krzesełko w pomieszczeniu.
***
Candy POV
                Siedziałem na kanapie i oglądałem jakiś nudny teleturniej z jeszcze nudniejszym prowadzącym. Z robienia tej nudnej czynności wyrwał mnie mój dzwoniący telefon. Leniwie wstałam z siedzenia i poszłam po komórkę, która leżała na blacie kuchennym. Napis na wyświetlaczu przyprawił mnie o mdłości i dreszcze. Czego on ode mnie chce? Oblizałam nerwowo wargi i odebrałem telefon.
-Skarbie –usłyszałam jego zachrypnięty głos, przez który przerzedły mi dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
-Nie mów tak do mnie. –warknęłam do niego. –Czego chcesz Bryan? Znowu chcesz mnie być ze mną? Kolejny zakład z kumplami? –zadawałam mu coraz większą ilość pytań i zdałam sobie sprawę, że dość głośno na niego krzyczę, bo Miranda patrzyła się na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Uspokoiłam się i kontynuowałam „rozmowę”.
-Candy, dzwonię po to, żeby cię zaprosić na moje urodziny. Miranda też może przyjść. –westchnął i znając życie przewrócił oczami.
-A, po co miałaby do ciebie przychodzić na urodziny twoja była dziewczyna? Wybacz skarbie, ale nie przyjdziemy. –zaśmiałam się pod nosem.
-Myślałem, że między nami wszystko już okej.
-Cóż chyba się pomyliłeś, myśląc, że wszystko ci wybaczę po tym jak byłeś ze mną rok tylko dla zakładu. Wybacz mi, ale mam teraz dużo ciekawsze rzeczy do robienia w Bostonie niż rozmawianie z tobą. –specjalnie zrobiłam większy nacisk na słowo Boston by w końcu odpuścił. Usłyszałam tylko, gdy zaczyna się mnie pytać, dlaczego jestem w tym mieście, ale nie dałam mu dokończyć i się rozłączyłam. Spojrzałam na Mirandę, a ta dalej się na mnie patrzyła ze zdziwieniem, że potrafiłam się w tak ostry sposób rozmówić się z moim byłem. Eww on jest jak rzep na psim ogonie, albo komar, który wyssał za mało krwi z jednego organizmu. Wzdrygnęłam się na myśl o komarach.
-Co się tak patrzysz? –odłożyłam telefon na z powrotem na blat i wróciłam na kanapę.
-Co się stało z opanowaną Candy Miller?! –zaśmiała się i usiadła obok mnie.
-Ej ej ej, ja nigdy nie jestem opanowana. Zwłaszcza po alkoholu. –odwróciłam głowę w jej stronę i zaśmiałam się.
-Candy, jest dopiero 16 a ty już pijesz? –Miranda zaczęła przeszukiwać wzrokiem kuchnie w celu znalezienia butelek po alkoholu.
-Nie piłam! –przyjaciółka westchnęła tylko i opadła całkowicie na kanapę. Oparłam swoją głowę o jej ramię i wlepiłam wzrok z ekran telewizora, który ciągle pokazywał inny kanał. Zerknęłam na Mirandę i zaśmiałam się pod nosem, ona wybełkotała tylko, „co?” a ja pokręciłam przecząco głową i powiedziałam „nic”. Nie rozumiem jak można być tak niezdecydowanym. Candy, sama jesteś niezdecydowana w sprawie Justina. Głos w głowie nagle się odezwał. Okej, racja, nie jestem zdecydowana, co do niego. Raz go nie chce znać, a drugi raz całuje mnie w windzie. To wszystko za szybko się dzieję. Nawet dobrze nie skończyłam z Bryanem, bo wiem, że za szybko nie odpuści, nawet po dzisiejszej rozmowie. Pewnie musiał być dość zaskoczony moim wybuchem tak samo jak Randy. Na razie muszę dać sobie spokój z nim i muszę mu to powiedzieć. Jak mogę mu ulegać, skoro sama nie wiem, czego chcę? Może zostaniemy przyjaciółmi? Oby nie miał z tym problemu, a jeśli będzie miał, to cóż, mówi się trudno. W tym mieście jest z pewnością dużo lepszych kandydatów na przyjaciela niż on. Westchnęłam do siebie w głowie i zamknęłam oczy przygotowując się do snu.
***
Obudziły mnie jasne promienie słoneczne, które przebijały się przez zasłony. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku, po czym przeczesałam włosy palcami, żeby wiedzieć, w jakim mniej więcej są stanie.  Leniwie wstałam z łóżka i je pościeliłam. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej i sprawdziłam czy mam jakieś nieodebrane połączenia czy smsy. Miałam dwa nieodebrane połączenia od Justina i jedną wiadomość, w której prosił, żebym do niego oddzwoniła. Rzuciłam komórkę na łóżko, odsłoniłam zasłony i poszłam wykonać poranną toaletę. Po piętnastu minutach wyszłam z łazienki i wybrałam ubrania, które dzisiaj założę. Ubrana, wyszłam z pokoju i zaczęłam robić śniadanie dla mnie i Rendy. Jak na zawołanie, moja przyjaciółka zjawiła się zaspana w kuchni, pewnie od razu wyczuła zapach naleśników. Zaśmiałam się pod nosem i poleciłam jej, żeby wyciągnęła syrop klonowy, cukier puder i inne słodycze. Gdy skończyłam smażyć nasze śniadanie, nałożyłam po równo naleśniki na dwa talerze.
-Są chociaż zjadliwe? –spytałam przyjaciółkę, wkładając jedzenie do ust.
-Żartujesz sobie? Candy Jessico Miller robisz najlepsze naleśniki na świecie! –zaśmiałam się na jej słowa.
-Mama mnie nauczyła je robić. Rendy co myślisz o tym, żeby pojechać do Los Angeles na tydzień? –liczyłam, że się zgodzi, bo tęsknię za moim starym przyjacielem Tristanem.
-Candy..-westchnęła Miranda, a moja twarz przybrała poważny wyraz twarzy.
-Miranda proszę, tęsknię za Tristanem.
-Okej, w porządku, ale tylko na tydzień, naprawdę nie chcę wracać do tego miasta. –kolejny raz usłyszałam jej westchnięcie, a moja twarz rozpromieniała z radości.
-Dobrze, że się zgodziłaś, urlop już dla nas wzięłam, a lot mamy o 16, pakuj się panno Benson –poruszyłam brwiami i zaczęłam się śmiać. Wstałam od stołu, biorąc ze sobą brudny talerz i włożyłam go do zlewu. Puściłam oczko do przyjaciółki na znak, że ona dzisiaj zmywa. Przypomniałam sobie, że muszę oddzwonić do chłopaka. Wybrałam jego numer i opadłam na łóżko, czekając aż odbierze.
-Candy.
-Cześć Justin. –rzuciłam na przywitanie.
-Um..co robisz dzisiaj wieczorem? –usłyszałam jak gwałtownie wypuścił powietrze
-Justin, wylatuje dzisiaj do LA..
-Nie chciałaś przypadkiem zacząć nowego życia Miller? –zaśmiał się ironicznie.
-Chcę i zaczęłam nowe życie, po prostu tęskn..
-Tęsknisz za swoim byłym? –przerwał mi,a ton jego głosu zmienił się o jakieś 180 stopni.
-Nie Justin, nie tęsknie za moim byłym. Tęsknie za moim przyjacielem. A tak na marginesie, chyba nie powinno cię to interesować huh? –myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok, bipolarny dupek.
-Cóż, może nie powinno, ale mnie interesuje. –powiedział bez żadnej emocji w głosie.

-W porządku, bipolarny dupku. –rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Przetarłam czoło i zaczęłam pakować walizkę.  
~~~~
Miałam dodać rozdział jak będzie przynajmniej 10 komentarzy pod rozdziałem, ale nie mogłam się powstrzymać. Myślicie, że się pogodzą? Coś się wydarzy w LA?