sobota, 20 września 2014

Rozdział 6.

Justin POV
                Siedziałem na ławce przy stawie i rzucałem do niego kamyki. Jutro jest piątek, więc spotykam się z przyjaciółmi. Może jak wrócę do domu, to zajdę do Candy i spytam czy pójdzie ze mną na to spotkanie? Pewnie się nie zgodzi, ale tak czy siak muszę z nią porozmawiać. W przyszłym tygodniu planuję odwiedzić rodzinę, zrobię im niespodziankę. Tak długo siedzę w tym Bostonie, że już nawet nie pamiętam jak wygląd moja siostra czy brat. Jazzy kończy w tym roku szkołę i 19 lat, więc urządzimy jej przyjęcie z tych dwóch okazji. Jaxon jest o dwa lata od niej młodszy, więc musi jeszcze poczekać by skończyć szkołę. Gdy tak myślałem o rodzinie, zastanowiłem się, dlaczego Candy nie chodzi do szkoły, przecież jest młodsza od mojej siostry. Pewnie ją rzuciła albo zapisała się do szkoły internetowej. Odrzuciłem myśli o mojej nowo poznanej znajomej? Nie wiem kim jest dla mnie. W każdym razie muszę się już stąd zbierać, bo zastanie mnie mrok a za dwie godziny mam samolot powrotny. Wstałem z ławki i ruszyłem w stronę parkingu, który był oddalony od stawu o jakieś 700 metrów. Szedłem po chodniku i oglądałem krajobraz Portland jakiego jeszcze nie widziałem. Było tu spokojniej niż w Bostonie. Przynajmniej w tej dzielnicy. Gdy znalazłem się już przy moim samochodzie, wsiadłem do niego i odjechałem. W GPS wpisałem adres lotniska i kierowałem się w tym kierunku, który mi podawało urządzenie. Dość sprawnie przejechałem przez najruchliwsze ulice miasta i na miejscu znalazłem się po dwudziestu minutach. Zaparkowałem pojazd na parkingu, wysiadłem z niego i go zamknąłem. Dałem znać znajomemu, że jego samochód stoi na lotnisku Portland International Airport. Włożyłem telefon do kieszeni i wszedłem do budynku lotniska. Po przejściu przez różne kontrole, odłożyłem walizkę na taśmę i ruszyłem do hali odlotów. Samolot miał startować o godzinie 20, więc musiałem poczekać jeszcze pół godziny. Westchnąłem i opadłem na krzesełko w pomieszczeniu.
***
Candy POV
                Siedziałem na kanapie i oglądałem jakiś nudny teleturniej z jeszcze nudniejszym prowadzącym. Z robienia tej nudnej czynności wyrwał mnie mój dzwoniący telefon. Leniwie wstałam z siedzenia i poszłam po komórkę, która leżała na blacie kuchennym. Napis na wyświetlaczu przyprawił mnie o mdłości i dreszcze. Czego on ode mnie chce? Oblizałam nerwowo wargi i odebrałem telefon.
-Skarbie –usłyszałam jego zachrypnięty głos, przez który przerzedły mi dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
-Nie mów tak do mnie. –warknęłam do niego. –Czego chcesz Bryan? Znowu chcesz mnie być ze mną? Kolejny zakład z kumplami? –zadawałam mu coraz większą ilość pytań i zdałam sobie sprawę, że dość głośno na niego krzyczę, bo Miranda patrzyła się na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Uspokoiłam się i kontynuowałam „rozmowę”.
-Candy, dzwonię po to, żeby cię zaprosić na moje urodziny. Miranda też może przyjść. –westchnął i znając życie przewrócił oczami.
-A, po co miałaby do ciebie przychodzić na urodziny twoja była dziewczyna? Wybacz skarbie, ale nie przyjdziemy. –zaśmiałam się pod nosem.
-Myślałem, że między nami wszystko już okej.
-Cóż chyba się pomyliłeś, myśląc, że wszystko ci wybaczę po tym jak byłeś ze mną rok tylko dla zakładu. Wybacz mi, ale mam teraz dużo ciekawsze rzeczy do robienia w Bostonie niż rozmawianie z tobą. –specjalnie zrobiłam większy nacisk na słowo Boston by w końcu odpuścił. Usłyszałam tylko, gdy zaczyna się mnie pytać, dlaczego jestem w tym mieście, ale nie dałam mu dokończyć i się rozłączyłam. Spojrzałam na Mirandę, a ta dalej się na mnie patrzyła ze zdziwieniem, że potrafiłam się w tak ostry sposób rozmówić się z moim byłem. Eww on jest jak rzep na psim ogonie, albo komar, który wyssał za mało krwi z jednego organizmu. Wzdrygnęłam się na myśl o komarach.
-Co się tak patrzysz? –odłożyłam telefon na z powrotem na blat i wróciłam na kanapę.
-Co się stało z opanowaną Candy Miller?! –zaśmiała się i usiadła obok mnie.
-Ej ej ej, ja nigdy nie jestem opanowana. Zwłaszcza po alkoholu. –odwróciłam głowę w jej stronę i zaśmiałam się.
-Candy, jest dopiero 16 a ty już pijesz? –Miranda zaczęła przeszukiwać wzrokiem kuchnie w celu znalezienia butelek po alkoholu.
-Nie piłam! –przyjaciółka westchnęła tylko i opadła całkowicie na kanapę. Oparłam swoją głowę o jej ramię i wlepiłam wzrok z ekran telewizora, który ciągle pokazywał inny kanał. Zerknęłam na Mirandę i zaśmiałam się pod nosem, ona wybełkotała tylko, „co?” a ja pokręciłam przecząco głową i powiedziałam „nic”. Nie rozumiem jak można być tak niezdecydowanym. Candy, sama jesteś niezdecydowana w sprawie Justina. Głos w głowie nagle się odezwał. Okej, racja, nie jestem zdecydowana, co do niego. Raz go nie chce znać, a drugi raz całuje mnie w windzie. To wszystko za szybko się dzieję. Nawet dobrze nie skończyłam z Bryanem, bo wiem, że za szybko nie odpuści, nawet po dzisiejszej rozmowie. Pewnie musiał być dość zaskoczony moim wybuchem tak samo jak Randy. Na razie muszę dać sobie spokój z nim i muszę mu to powiedzieć. Jak mogę mu ulegać, skoro sama nie wiem, czego chcę? Może zostaniemy przyjaciółmi? Oby nie miał z tym problemu, a jeśli będzie miał, to cóż, mówi się trudno. W tym mieście jest z pewnością dużo lepszych kandydatów na przyjaciela niż on. Westchnęłam do siebie w głowie i zamknęłam oczy przygotowując się do snu.
***
Obudziły mnie jasne promienie słoneczne, które przebijały się przez zasłony. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku, po czym przeczesałam włosy palcami, żeby wiedzieć, w jakim mniej więcej są stanie.  Leniwie wstałam z łóżka i je pościeliłam. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej i sprawdziłam czy mam jakieś nieodebrane połączenia czy smsy. Miałam dwa nieodebrane połączenia od Justina i jedną wiadomość, w której prosił, żebym do niego oddzwoniła. Rzuciłam komórkę na łóżko, odsłoniłam zasłony i poszłam wykonać poranną toaletę. Po piętnastu minutach wyszłam z łazienki i wybrałam ubrania, które dzisiaj założę. Ubrana, wyszłam z pokoju i zaczęłam robić śniadanie dla mnie i Rendy. Jak na zawołanie, moja przyjaciółka zjawiła się zaspana w kuchni, pewnie od razu wyczuła zapach naleśników. Zaśmiałam się pod nosem i poleciłam jej, żeby wyciągnęła syrop klonowy, cukier puder i inne słodycze. Gdy skończyłam smażyć nasze śniadanie, nałożyłam po równo naleśniki na dwa talerze.
-Są chociaż zjadliwe? –spytałam przyjaciółkę, wkładając jedzenie do ust.
-Żartujesz sobie? Candy Jessico Miller robisz najlepsze naleśniki na świecie! –zaśmiałam się na jej słowa.
-Mama mnie nauczyła je robić. Rendy co myślisz o tym, żeby pojechać do Los Angeles na tydzień? –liczyłam, że się zgodzi, bo tęsknię za moim starym przyjacielem Tristanem.
-Candy..-westchnęła Miranda, a moja twarz przybrała poważny wyraz twarzy.
-Miranda proszę, tęsknię za Tristanem.
-Okej, w porządku, ale tylko na tydzień, naprawdę nie chcę wracać do tego miasta. –kolejny raz usłyszałam jej westchnięcie, a moja twarz rozpromieniała z radości.
-Dobrze, że się zgodziłaś, urlop już dla nas wzięłam, a lot mamy o 16, pakuj się panno Benson –poruszyłam brwiami i zaczęłam się śmiać. Wstałam od stołu, biorąc ze sobą brudny talerz i włożyłam go do zlewu. Puściłam oczko do przyjaciółki na znak, że ona dzisiaj zmywa. Przypomniałam sobie, że muszę oddzwonić do chłopaka. Wybrałam jego numer i opadłam na łóżko, czekając aż odbierze.
-Candy.
-Cześć Justin. –rzuciłam na przywitanie.
-Um..co robisz dzisiaj wieczorem? –usłyszałam jak gwałtownie wypuścił powietrze
-Justin, wylatuje dzisiaj do LA..
-Nie chciałaś przypadkiem zacząć nowego życia Miller? –zaśmiał się ironicznie.
-Chcę i zaczęłam nowe życie, po prostu tęskn..
-Tęsknisz za swoim byłym? –przerwał mi,a ton jego głosu zmienił się o jakieś 180 stopni.
-Nie Justin, nie tęsknie za moim byłym. Tęsknie za moim przyjacielem. A tak na marginesie, chyba nie powinno cię to interesować huh? –myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok, bipolarny dupek.
-Cóż, może nie powinno, ale mnie interesuje. –powiedział bez żadnej emocji w głosie.

-W porządku, bipolarny dupku. –rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Przetarłam czoło i zaczęłam pakować walizkę.  
~~~~
Miałam dodać rozdział jak będzie przynajmniej 10 komentarzy pod rozdziałem, ale nie mogłam się powstrzymać. Myślicie, że się pogodzą? Coś się wydarzy w LA?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 5

Justin POV
                Zatrzymałem swój samochód pod salonem kosmetycznym, w którym pracowała Ashley. Jak zawsze musiałem prosić ją o to, by zrobiła mi makijaż charakteryzujący. Nie, nie zmieniam się w kobietę. Muszę zmienić twarz na czas napadu na bank. Założyłem okulary i kapelusz, po czym wysiadłem z pojazdu. Gdy zamknąłem auto, poszedłem do salonu. Przyjaciółka stała z uśmiechem oparta o framugę, czekając na mnie. Ona zawsze się uśmiecha. Gdybym jej nie poznał, to moja praca byłaby dużo cięższa. O ile to co robię można nazwać pracą. Czasami brakuje mi wspólnika, który by mi pomagał. To znaczy to co robi dla mnie Ashley dużo znaczy, ale potrzebuje mieć kogoś z kim mógłbym to planować i robić. Candy. Nie, nie mogę jej w to wplątywać, zniszczyłbym jej życie, które sobie na nowo zaczęła układać. Wieczorem będę miał lot do Portland, lecę tam ponieważ nie mogę się dać rozpoznać tutaj. Przenocuję tam dwie noce a potem napadnę na bank. Wszystko musi pójść zgodnie z planem. Nie wiem dlaczego się martwię, nie mam przecież do kogo wrócić. Jeśli mnie złapią to będę w niezłym gównie. Jakbyś już nie był. Szybko zignorowałem tą myśl. Jestem w końcu najlepszy w tym co robię. Gdy Ashley skończy swoją pracę, nie będę już Justinem Bieberem tylko Jamesem Smithem. Wszedłem do „gabinetu” mojej przyjaciółki i usiadłem na fotelu przed lustrem. No to twarz czas zmienić.
***
Wyszedłem z miejsca pracy Ashley i wsiadłem do swojego Lamborghini Aventadora. Wyjechałem z parkingu i zacząłem podróż zatłoczonymi ulicami Bostonu do mojego apartamentu. Musiałem jeszcze po drodze zajechać do mojego znajomego by odebrać fałszywe dokumenty. Po 15 minutach jazdy, co jak na Boston jest naprawdę krótko, dotarłem do Chrisa i wziąłem mój lewy dowód osobisty, prawo jazdy oraz paszport na wszelki wypadek. Ruszyłem w dalszą drogę, bo musiałem jeszcze spakować potrzebne rzeczy. Gdy dotarłem do świateł, utknąłem w korku, bo był wypadek. Przekląłem się w myślach za to, że zdecydowałem się pojechać tą trasą, no, ale już trudno. Zacząłem słuchać piosenki Paper Planes, która leciała w radiu. Nuciłem utwór i stukałem palcami w kierownice w narzucony rytm. Gdy piosenka się skończyła, korek na drodze powoli zaczął się zmniejszać. Stojąc w korku, wróciłem myślami do przyszłości. Zacząłem się zastanawiać, co wpłynęło na to, że nie pracuję w jakiejś kawiarni tylko zajmuję się napadami na banki. Prawdopodobnie to, że pragnąłem w dość szybkim czasie zdobyć pieniądze, jestem materialistą. Chociaż patrząc z perspektywy czasu, byłem sam w Bostonie, nie miałem pieniędzy, ani nie miałem gdzie mieszkać, wtedy pierwszy raz wykonałem skok na bank. Teraz robię to, co rok lub pół roku, muszę pilnować się bym nie wpadł w ręce policji, która tak czy siak coś węszy. Zanim się obejrzałem, korku już nie było, a ja kontynuowałem swoją podróż do apartamentu. Dotarłem na miejsce w przeciągu 20 minut. Wjechałem swoim samochodem do podziemnego parkingu, po czym zaparkowałem go na moim miejscu parkingowym. Wyłączyłem silnik, po czym wysiadłem z samochodu zamykając go przy tym. Wsiadłem do windy, wcisnąłem przycisk z liczbą 9 i oparłem się o jedną ze ścian. Po kilkunastu sekundach drzwi windy się zamknęły i pojechałem na swoje piętro. Gdy zatrzymałem się na swoim piętrze, wysiadłem i ruszyłem prosto w stronę swojego mieszkania. Po drodze wpadłem na kilku ludzi, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Otworzyłem drzwi od apartamentu i wszedłem do środka. Wyciągnąłem jedną z walizek, które stały w innym pokoju i zacząłem się pakować. Spakowałem bieliznę, trzy pary spodni, kilka koszulek oraz kosmetyki. Przestudiowałem po raz kolejny plan napadu, wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Jeden najmniejszy błąd może mnie kosztować przynajmniej 5 lat w więzieniu, a ja nie mogę na to pozwolić. Złapałem za rączkę od walizki i wyszedłem razem z nią z mieszkania. Zamknąłem je i wróciłem z powrotem do samochodu. Po drodze na lotnisko trochę zgłodniałem, więc zatrzymałem się w Hooters. Zamówiłem cheeseburgera i colę. W rogu knajpy zauważyłem kogoś znajomego, gdy przyjrzałem się bliżej zauważyłem Candy razem z jakąś dziewczyną, pewnie to jej współlokatorka. Nie mogłem do niej podejść, bo byłem w tym przebraniu. Z myśli wyrwała mnie kelnerka, która właśnie dostarczyła mi moje zamówienie. Zacząłem jeść swoją kanapkę, po czym spojrzałem na zegarek, by sprawdzić ile czasu zostało mi, by dotrzeć na lotnisko. Dokończyłem swój posiłek w ciągu pięciu minut i wezwałem kelnerkę by ode mnie odebrała pieniądze za zamówienie. Uśmiechnąłem się do niej i wyszedłem z lokalu. Wsiadłem do auta i pojechałem w stronę mojego celu. Po kilkunastu minutach byłem już u celu. Zaparkowałem samochód na strzeżonym parkingu i z niego wysiadłem. Wyciągnąłem walizkę z bagażnika i zamknąłem auto. Ruszyłem w stronę budynku. W środku przeszedłem przez wykrywacz metalu i poszedłem do hali odlotów.
***
Wysiadłem z samolotu, po czym ruszyłem odebrać swój bagaż, gdy już to zrobiłem, wsiadłem do taksówki, która już na mnie czekała. Podróż do mojego chwilowego hotelu trwała kilkanaście minut. Zapłaciłem kierowcy odpowiednią sumę, wypakowałem swoje bagaże i wszedłem do budynku by się zameldować. Pośpiesznie ruszyłem do swojego pokoju, by znaleźć się jak najszybciej w łóżku. Ten dzień był męczący, a tym bardziej muszę wypocząć przed jutrzejszym. Wszedłem do pokoju, po czym postawiłem walizkę obok łóżka. Wyciągnąłem z niej czyste bokserki, żel pod prysznic oraz ręcznik i poszedłem pod prysznic by zmyć z siebie kurz czy pot. Namydliłem dokładnie swoje ciało, po czym je opłukałem ciepłą wodą. Wychodząc spod prysznica uderzyła we mnie zimna fala powietrza, przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Wytarłem się ręcznikiem i założyłem czystą bieliznę. Gdy wyszedłem z łazienki, udałem się do łóżka.
***
Gdy się obudziłem przetarłem leniwie oczy i przeciągnąłem się na moim posłaniu. Wyciągnąłem rękę po telefon by sprawdzić, która jest godzina. Wyświetlacz pokazywał, że była 11: 24 oraz że miałem kilka nieodebranych połączeń od Noela. Postanowiłem, że gdy się ogarnę to oddzwonię do przyjaciela. Wyczołgałem się z łóżka i powędrowałem do łazienki by się umyć. Umyłem ostrożnie twarz by nie zmazać przypadkiem tego makijażu, mimo to, że Ashley zapewniła mnie, że nie będzie z tym problemu. Doprowadziłem się do porządnego stanu w niewielkim czasie. Wyszedłem z łazienki i wyciągnąłem ubrania. Gdy już je ubrałem, usiadłem na kanapie i oddzwoniłem do Noela. Po czterech sygnałach odebrał.
-Halo?
-No cześć, dzwoniłeś? –zacząłem rozmowę z przyjacielem.
-Ta, stary gdzie ty się podziałeś? Byliśmy wczoraj u ciebie i nikogo nie było. –odburknął do mnie.
-My znaczy kto? I jestem teraz w Portland, wrócę za jakieś dwa dni więc możemy razem skoczyć na piwo. Jeśli ma ci to poprawić humor, to ja stawiam.  –usłyszałem śmiech po drugiej linii i sam się zaśmiałem.
-Byłem wczoraj u ciebie z Zachem i Emily.
-A Ashley? –spytałem zdziwiony, bo wiem, że zazwyczaj trzymamy się razem, no właśnie, zazwyczaj.
-Ashley nie mogła, umówiła się chyba na randkę. –westchnął Noel.

-Okej, w takim razie do piątku. –usłyszałem jak odpowiedział mi cześć i zakończyłem rozmowę. Rzuciłem telefon obok siebie i przetarłem ręką po włosach. Leniwie wstałem z siedzenia i ruszyłem w stronę drzwi. Mój stary znajomy załatwił mi matowego range rovera, do którego spakuje mój przyszły łup. Planuję wykraść z banku około 7 milionów dolarów. W samochodzie była już naszykowana broń, czarny strój, maska z twarzą Anonymous i oczywiście worki na banknoty. Gdy znalazłem się już na w holu hotelu, wyszedłem z budynku w miarę sprawnie i wsiadłem do samochodu. Przebrałem się w strój i pojechałem do Umpqua Bank. Gdy dotarłem na miejscu, zaparkowałem auto od tyłu banku i wysiadłem z niego. Założyłem maskę na twarz, a pistolet trzymałem mocno w dłoni. No to przedstawienie czas zacząć. Wszedłem do budynku i kazałem się wszystkim położyć na podłogę, bo jeśli nie to odstrzelę komuś głowę. Kazałem blondynce przy biurku spakować wszystkie pieniądze do worków, które jej rzuciłem przed nos. Zagroziłem, że jeżeli ktoś poinformuję policję o tym zajściu będę zmuszony pozostawić po sobie więcej niż jedną ofiarę. Kobieta, której wcześniej zleciłem jej zadanie, napełniła już trzy worki z pieniędzmi, zacząłem je wynosić do samochodu. Gdy zauważyłem, że jedna z klientek wyciągnęła telefon by zadzwonić, strzeliłem jej w nogę. Potem usłyszałem krzyk kobiety. Wyniosłem ostatnie worki do samochodu i odjechałem z piskiem opon. Ściągnąłem maskę z twarzy i pojechałem do magazynu, w którym ukrywam pieniądze. Podróż do celu minęła dość szybko. Wysiadłem z samochodu i zacząłem przenosić ładunek. Przebrałem się z powrotem w swoje ubrania i ściągnąłem z siebie makijaż. Wsiadłem znowu do pojazdu i ruszyłem do innej miejscowości oddalonej o przynajmniej 100 kilometrów od miejsca zdarzenia, by ukryć dowody zbrodni.
~~~~
od autorki: Rozdział cały pisany z punktu widzenia Justina. Mam nadzieję że wam się podoba, bo mi nie za bardzo. Przepraszam, że rozdział nie pojawił się znowu na czas. 

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 4

Candy POV
                Gdy wyszłam z restauracji od razu napisałam smsa do Mirandy by po mnie przyjechała, bo wiedziałam, że pojechała po zakupy. Po dziesięciu minutach marszu dostrzegłam swojego czarnego jeepa, który był zaparkowany przy krawężniku. Podchodząc do samochodu zauważyłam w nim siedząca na miejscu kierowcy moją przyjaciółkę i wsiadłam do auta. Zanim samochód ruszył, obejrzałam się do tył i dostrzegłam w oddali patrzącego w moją stronę Justina.  Gdy samochód ruszył, zaczął padać deszcz, chociaż rano się na to nie zapowiadało, a ja pogrążyłam się w swoich myślach. Zastanawiam się czy faktycznie dobrze postąpiłam, zostawiając chłopaka samego. Prawdę mówiąc, moja reakcja na to, że nie chciał powiedzieć mi gdzie pracuje była dość gwałtowna. Nie wińcie mnie za to, należę do osób bardzo ciekawskich i upartych, więc ludzie po prostu mówią mi wszystko. Nie jestem przyzwyczajona do odmowy, a tu niespodzianka. Mam zamiar to z niego wyciągnąć. To nie fair, że on zarabia tyle by mieszkać w pięciogwiazdkowym hotelu, w którym ja mieszkam tylko, dlatego, że w nim pracuje i to w dodatku za marne grosze. Z moich myśli wyciągnęła mnie Miranda, która zawiadomiła mnie, że jesteśmy już na miejscu, nawet nie zauważyłam, kiedy dojechałyśmy do naszego miejsca zamieszkania. Pomogłam dziewczynie wyciągnąć zakupy z bagażnika i ruszyłyśmy do apartamentu. Po doczołganiu się na górę z zakupami, otworzyłam drzwi i obie ruszyłyśmy do kuchni odstawić zakupione produkty. Co prawda zostały kupione same słodycze i chipsy, jakby Mirandzie było mało, o ironio. Gdy zrobiłyśmy wszystko co należy, położyłyśmy się na kanapie i zaczęłyśmy oglądać jakiś japoński teleturniej. Mirandę zawsze śmieszyło to, że nie rozumie to co oni mówią. 
-Jak było na lunchu z Justinem? –po raz kolejny dzisiejszego dnia wyrwała mnie z moich myśli, muszę przestać tyle myśleć.
-Prawdę mówiąc to źle. –westchnęłam, na przypomnienie sobie dzisiejszego spotkania.
-Czemu? Oplułaś się i uciekłaś? No mów! –zaśmiałam się na słowa przyjaciółki, skąd jej się biorą te pomysły.
-Miranda nie oplułam się! Tylko uciekłam..
-Czemu uciekłaś? –spojrzała na mnie, po czym oblizała wargi.
-Bo nie powiedział mi czym się zajmuje, praktycznie był na mnie zły, że o to zapytałam. –spuściłam głowę na dół i przygryzłam wargę.
-To trochę dziwne, praca to praca. Może faktycznie się oplułaś tylko nie wiedziałaś o tym i dlatego był zły? –próbowała mnie rozśmieszyć i prawdę mówiąc kocham ją za to.
-A może on jest gangsterem? –zaśmiałam się, a po chwili dziewczyna dołączyła do mnie.
-Na pewno! –udało się jej wydusić te słowa podczas napadów śmiechu.

-Chodź pomożesz mi sukienkę wybrać na dzisiejszy występ. –wstałam z kanapy i podałam przyjaciółce dłoń. Gdy wyszłyśmy już z naszego mieszkania, zamknęłam drzwi i poszłyśmy w stronę garderoby. Weszłyśmy do pomieszczenia i obie zaczęłyśmy wybierać strój dla mnie, to chyba najfajniejsza część mojej pracy, nie licząc tego, że dostałyśmy własny apartament. Wybrałyśmy białą suknię, która pokazywała nogi, natomiast tył miała taki długi, że trzeba było go nieść by się nie pobrudził. Wpadłyśmy na pomysł, że kiedy będę wychodzić na scenę, za mną będą szli przystojni mężczyźni trzymający moją suknię, tak to jest dobry pomysł. Miranda w zakątku garderoby znalazła białe buty na platformie i od razu wiedziałam, że będę musiała je założyć. Zanim się obejrzałyśmy, zastała nas godzina 19, co oznaczało, że za godzinę mam występ. Gdy skończyłam się przebierać, poszłam w stronę mojego makijaży sty i poprosiłam o to by mocno podkreślił moje oczy. Jak ujrzałam efekt jego pracy, byłam zachwycona, nie wiedziałam, że mogę wyglądać tak świetnie. Przygotowana czekałam przy wejściu na scenę, obejrzałam się za siebie by sprawdzić czy mężczyźni zajęli swoje pozycje. Dałam znak zespołowi, że może grać, po czym wkroczyłam na scenę pewnym krokiem. Muzyka rozprzestrzeniła się po całej sali, a ja zaczęłam swój śpiew.

***
Schodząc ze sceny, zauważyłam, że ktoś stoi przy drzwiach garderoby. Gdy przyjrzałam się dokładniej, dostrzegłam, że ta postać, to Justin. Chryste, co on ode mnie chce? Westchnęłam i podeszłam do niego.
-Co jest Justin? Czego chcesz? –warknęłam do niego, po czym spróbowałam go ominąć.
-Możesz teraz spróbować mnie wyminąć, ale i tak cię znajdę, tak jak zrobiłem to teraz. –zaśmiał się pod nosem, na co ja westchnęłam po raz kolejny tego dnia.
-Czy ty właśnie zapraszasz mnie do gry w chowanego? –uniosłam brwi do góry i spojrzałam na chłopaka.
-Wchodzisz w to Miller, czy wymiękasz? –spyta i  uśmiechnął się pokazując szereg białych zębów.
-Ja i wymiękanie? Jak dasz mi 5 minut, to wchodzę w to. –weszłam do garderoby i ściągnęłam ze stóp białe szpilki. Rozpięłam zamek od sukienki i zsunęłam ją wzdłuż swojego ciała. Założyłam ją na wieszak i odwiesiłam na miejsce. Na toaletce leżały moje ubrania sprzed występy, sięgnęłam po nie i ubrałam. Założyłam na nogi czarne conversy. Wychodząc z garderoby, zauważyłam, że Justina już nie ma, a na miejscu tam gdzie stał, była kartka z napisem „Ty szukasz!”. Palant. Odwróciłam kartkę w celu znalezienia jakiejś podpowiedzi, no bo hej, ten hotel ma 11 pięter, a na każdym z nich jest po kilkaset pokoi! Na odwrocie kartki znalazłam zasady. Poważnie tak długo się przebierałam? A może on to zaplanował? Nie ważne. Zaczęłam czytać zasady, które chłopak napisał:
1. Chowamy się na piętrach od 0 do 4.
2. Kto przegrywa musi pocałować osobę, z którą gra.
3.Co się tak patrzysz? Idź mnie szukaj:)
Okej, teraz to przesadził. Wyciągnęłam telefon i podczas biegu do windy pisałam do Mirandy smsa, że późno, wrócę do mieszkania. Weszłam pośpiesznie do windy i wcisnęłam piętro 0. Dobra, on musi gdzieś tu być. Myśl Candy, myśl. Może w recepcji? Podbiegłam do recepcjonistki i spytałam czy widziała chłopaka w czarnej bluzie i spodniach w niskim krokiem, na co ona pokręciła przecząco głową. Okej, więc tu go nie ma. Wchodzą do windy, poczułam jak mój telefon zawibrował, pewnie Miranda mi odpisała. Sms przyszedł z numeru nieznanego, o treści: Skarbie, nie graj nie czysto:)
Gdy drzwi windy się powoli zamykały, zauważyłam Justina, który machał do mnie. I to ja gram nie czysto, tak Justin. Dojechałam na 3 piętro i wyszłam z windy. Cholera, teraz go nie znajdę. Zauważyłam, że ktoś zaraz wysiądzie z drugiej windy, bo zatrzymała się na piętrze, na którym się znajdowałam. Może to Justin. Drzwi, windy rozsunęły się i wysiadło z niej trzech biznesmenów.
Wsiadłam do windy, z której wyszłam i wpadłam na kogoś. Podniosłam głowę i zauważyłam mojego partnera w grze.
-Ha! Znalazłam cię! –krzyknęłam do niego i uderzyłam go żartobliwie w ramię.
-To bolało! –chłopak zrobił smutną minę, a następnie wybuchł śmiechem. Spojrzałam w jego oczy, a on w moje. Chłopak przyparł mnie do ściany windy i przybliżył swoją twarz do mojej. W tej chwili, byłam tylko ja i on, reszta przestała istnieć. Poczułam jego wargi na moich, były takie ciepłe. Chłopak pieścił moje usta językiem. Nasze języki po chwili zaczęły walczyć o dominację. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Odsunęłam się od niego, by zaczerpnąć powietrza. Spojrzał głęboko w moje oczy i uśmiechnął się. Winda zatrzymała się na 6 piętrze, a ja wyszłam. Nie mogłam być teraz w jego otoczeniu, za bardzo mnie rozpraszał. Zaczęłam swój spacer po holu z moimi myślami.
~~~~
od autorki: Przepraszam, że rozdział nie pojawił się na czas. Za to macie pocałunek Candy i Justina:)

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 3

Candy POV
                Wchodząc do naszego mieszkania, poczułam na sobie wzrok Randy. Od razu wiedziałam, że zaraz będzie mnie przesłuchiwać, norma.
-Z kim gadałaś? –od razu zaczęła mnie wypytywać, hm, a nie mówiłam? Zaśmiałam się w myślach.
-Gadałam z Justinem. –odpowiedziałam jej szybko, po czym udałam się do kuchni by nalać sobie coli.
-Jakim Justinem? –podniosła jedną brew do góry, ciągle przypatrując się, co robię.
-Chcesz też? –spróbowałam zmienić temat, bezskutecznie.
-Oh Can, nie zmieniaj tematu, ale tak, możesz mi nalać. Więc? Kim jest Justin? –kontynuowała swoje przesłuchanie.
-Pamiętasz tego chłopaka, co na mnie wpadł? –spytałam, na co ona kiwnęła głową. –To jest właśnie Justin. –wręczyłam jej colę i usiadłam obok niej na sofie.
-Przecież ja go sobie zamówiłam! –fuknęła na mnie Miranda
-A kto powiedział, że będę z nim chodziła? Idę z nim jutro na lunch, chciałam, żebyś poszła z nami, ale przypomniało mi się, że wtedy pracujesz. –wytłumaczyłam się przyjaciółce, a ona tylko westchnęła.
-Okej, okej. Możesz go sobie wziąć, ja się zabiorę za, któregoś z jego kolegów. –każde jej słowo zostało wypowiedziane radośnie, na co się uśmiechnęłam.
-To co Benson? Oglądamy „The other woman”? –spojrzałam na nią rozbawiona. Podeszłam do stolika, na którym znajdowało się dvd i włożyłam płytę z filmem do sprzętu. Wróciłam na kanapę i zajęłam miejsce obok mojej przyjaciółki.
                Po dwóch godzinach nieustannego śmiania się z komedii, poszłam do łazienki wziąć prysznic. Wciąż się zastanawiam, dlaczego pozwoliłam się mu zaprosić na obiad. Ja go nawet nie znam. A może warto poznać kogoś nowego? W końcu jestem w Bostonie, zaczęłam nowe życie. Przecież nie może być taki zły. A te jego włosy i uroczy uśmiech. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam spod prysznica by ubrać się w piżamę. Zaraz po tym jak wyszłam z łazienki, usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis „tata”.
-Cześć tato, czemu dzwonisz? Coś się stało? –zapytałam zmartwiona, bo nie zawsze dzwonił do mnie tak późno.
-Nie, wszystko jest w porządku. Jak ci się żyje w Bostonie? –spytał mnie radośnie.
-Jest niesamowicie, ale brakuje mi tej kalifornijskiej plaży. Czemu dzwonisz tak późno? –posmutniałam na wspomnienie o Californii. W wakacje muszę tam wrócić.
-Candy, zapomniałaś o strefie czasowej. –zaśmiał się, a ja uderzyłam się w czoło. Okej, oficjalnie stwierdzam, że jestem głupia.
-Racja, wiesz może co u mamy? Och i czy znalazłoby się dla mnie miejsce w twoim domu na przyszłe wakacje? Tęsknię za Los Angeles. –liczyłam, że odpowie, że tak, bo nie chce mieszkać u mamy. Nie zrozumcie mnie źle, kocham ją, ale czasami jest nieznośna i za bardzo uparta, plus niedaleko jej domu jest dom Bryana, a tego bym nie zniosła.
-Oczywiście, że tak. A teraz idź spać, bo u ciebie jest już dość późno. Dobranoc kochanie.
-Dobranoc tato, kocham cię. –po tych słowach zakończyłam naszą rozmowę i udałam się spać.

Justin POV
-Czemu dzwonisz do mnie o pierwszej w nocy?! –warknąłem do niej półprzytomny.
-Więc,  pewnie jeśli to usłyszysz to mnie zabijesz, ale zrozum mnie, mama ma dzisiaj urodziny a ja do cholery nie wiem co jej kupić! –niemalże krzyknęła mi do ucha, a ja westchnąłem z irytacją.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie za dnia? –spytałem ją, a w moim głosie można było wyczuć złość.
-Panie Bieber, dzwoniłam do pana z pięć razy, ale pewnie znowu zajmowałeś się planowaniem, którą laskę poderwać, a potem wyruchać. –zaśmiałem się na jej słowa.
-Ej ja ich nie rucham! Ja się z nimi kocham! –teraz to ona się śmiała, cholera, brakuje mi jej.
-Nimi? A więc preferujesz orgię? Cokolwiek powiesz, Bieber. A teraz powiedz mi co mam kupić mamie. –wydusiła z siebie te słowa w przerwie od śmiechu.
-Okej, co powiesz na naszyjnik z perłami?
-Nie stać mnie, dobrze wiesz. –od razu posmutniała.
-Dołożę się, przeleję ci 3 tysiące dolarów, a ty pojedziesz do najlepszego jubilera na Manhattanie i kupisz jej najładniejszą biżuterię. –zaproponowałem jej ten układ, licząc na to, że się zgodzi, a jeśli się nie zgodzi, to ją do tego zmuszę.
-Justin wiesz, że nie mogę, tego przyjąć. W ostatnim czasie, za dużo na nas wydałeś
-Nie przesadzaj, dla rodziny zrobię wszystko. A teraz wracam do mojego snu, więc dobranoc –naciskając czerwoną słuchawkę na ekranie mojego telefonu, położyłem go na stoliku nocnym i poszedłem spać. Znowu.
***
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 12:30. Założyłem pośpiesznie buty na nogi i wyszedłem z apartamentu. Po tym jak zamknąłem drzwi, ruszyłem w stronę restauracji, w której pewnie Candy miała próbę. Wszedłem do sali i zamknąłem za sobą drzwi. Pomachałem szatynce na przywitanie, a ta uśmiechnęła się do mnie lekko. Gdy zeszła ze sceny, podeszła do mnie.
-To jak Justin, gdzie mnie zabierasz? –spojrzała na mnie.
-Co powiesz na sushi? –spojrzałem na nią i oblizałem usta.
-Brzmi świetnie. –odpowiedziała szybko, po czym oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku. Gdy wyszliśmy z hotelu, rozglądałem się wokół, prawdę mówiąc wcześniej się nie skupiałem na otoczeniu mojego domu. Wzdłuż chodnika było pełno sklepów, od tych najtańszych po te najdroższe, które były tuż przy samym hotelu. Przy drodze, co 15 metrów były posadzone drzewa. Spojrzałem na moją towarzyszkę, która była również skoncentrowana na podziwianiu krajobrazu. Chociaż prawdę mówiąc nie ma co podziwiać, tak wygląda każda ulica w bogatych dzielnicach. Po 15 minutach spaceru dotarliśmy na miejsce. Poleciłem Candy by zajęła miejsce, gdy ja złożę nasze zamówienie. Dziewczyna zamówiła tradycyjne maki-zushi, a ja nigiri-zushi. Poszedłem do wybranego miejsca przez nią i zająłem miejsce naprzeciw jej.
-A, więc Candy, co cię sprowadza do Bostonu? –spojrzałem na nią.
-Moi rodzice się rozwiedli, a mój były chłopak zostawił mnie dla mojej koleżanki Kate, gdyby nie to, pewnie dalej bym mieszkała w Los Angeles. Mówię ci, tam plaże są najlepsze. –uśmiechnęła się do mnie, pokazując przy tym wszystkie swoje zęby.
-Na pewno. –odwzajemniłem uśmiech i napiłem się coli, którą nam dostarczono.
-A ty? –spytała i spojrzała na mnie.
-Co ja?
-Co cię sprowadziło do Bostonu, w końcu mieszkasz w hotelu. –napiła się napoju, po czym przygryzła wargę.
-Cóż moja historia nie jest tak ciekawa jak twoja. –uniosła brwi do góry.
-Na pewno nie. –zaśmiała się.
-Cóż więc, żyłem w Nowym Jorku, na Bronxie, więc domyślasz się, że za kolorowo nie miałem. Chciałem wyrwać się z tamtego świata, więc przeprowadziłem się tutaj. Tu mam lepszą pracę, więc mogę sobie pozwolić na mieszkanie w hotelu. –westchnąłem, dawno z nikim nie gadałem na temat mojej rodziny czy tego skąd pochodzę.
-Gdzie pracujesz? –niespodziewałem się, że mnie o to zapyta, chociaż mogłem to przewidzieć.
-Nie mogę ci powiedzieć. – zacisnąłem usta w cienką linię.
-Okej, nie chcesz mówić to nie mów. –po wypowiedzeniu tych słów, uśmiech zszedł jej z ust.
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć złotko. –odpowiedziałem jej, a moje każde słowo przesiąkała irytacja. Dlaczego obchodzi ją co robię. Zaraz po tym, podano nam jedzenie. Candy zaczęła powoli jeść swój lunch i spoglądała na mnie co jakiś czas. Po tym jak skończyła jeść swój posiłek, wyciągnęła portfel ze swojej torebki, zostawiła pieniądze za obiad, który zjadła i wyszła, zostawiając mnie samego. Co jest z nią nie tak? To chyba normalne, że nie chce rozmawiać o napadach na bank. Nie Bieber, to nie jest normalne. Zapłaciłem za obiad i wyszedłem z lokalu. Wracając, zauważyłem jak Candy wsiada do jakieś samochodu i odjeżdża. Ma tu znajomych?
~~~~
od autorki: A więc jest pierwsze spotkanie Justina i Candy. Nie podoba mi się ten rozdział, oby następny wyszedł mi lepiej. :)

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 2

Candy POV
                Rano, gdy się obudziłam, uświadomiłam sobie, że dzisiaj jest dzień mojego pierwszego występu przed gośćmi hotelu. Przez kilka godzin wczorajszego wieczoru zastanawiałam się co mam zaśpiewać, ostatecznie wybór padł na „Kiss me” Eda Sheerana. Piosenka była powolna oraz wyrażała dużo emocji. Perfekcyjnie pasowała. Po wyborze utworu, Miranda pomogła mi wybrać kreację do występu. Przygotowałyśmy kremową suknię, której długość sięgała stóp. Podkreślała moje kształty, bo miała głęboki dekolt. Plecy w ubraniu były odkryte, przez co pokochałam jeszcze bardziej ten strój. Z Mirandą stwierdziłyśmy, że lepiej będzie, jeśli rozpuszczę moje falowane włosy.

***

-Jesteś gotowa Can? –odezwała się nagle Miranda uśmiechając się do mnie.
-Tak, myślisz, że dobrze mi pójdzie? Ugh, za bardzo się stresuje. –wyjrzałam za kurtynę, za, którą widziałam pełną salę gości hotelu, którzy wyraźnie czekali na mój występ.
-Dobrze wiesz, że pójdzie ci na pewno świetnie, pamiętaj, że jestem tuż obok i obiecuję, że będę za ciebie trzymać kciuki! –Miranda przyłożyła dłoń do piersi jakby składała przysięgę, na co ja tylko zachichotałam. Wychodząc na scenę, kiwnęłam głową do pianisty, że może zacząć grać. Gdy podeszłam do mikrofonu, który był w stylu Elvisa, po sali rozbrzmiały odgłosy instrumentu. Przeczekałam pierwszy takt i zaczęłam swój śpiew. Czułam się na scenie jakbym była jakąś mega gwiazdą niczym Madonna czy Britney Spears. Cóż, daleko mi do nich. Po skończeniu mojego występu, ludzie zaczęli klaskać mi brawa, a nawet kilku facetów krzyczeli w moją stronę, żebym zaśpiewała jeszcze raz. Gdy przyjrzałam się jednemu z nich, zauważyłam, że to ten sam chłopak, który wpadł na mnie przy recepcji. Nie da się przegapić tych karmelowych tęczówek. Uspokój się Candy, nie przyjechałaś tu w poszukiwaniu chłopaka! Schodząc ze sceny, uśmiechnęłam się do widowni i spojrzałam ostatni raz na chłopaka, który mierzył mnie od głowy do stóp.

Justin POV
                Leżałem na swojej skórzanej kanapie, gdy nagle weszli do mojego apartamentu Zach i Noel.
-Nigdy nie nauczycie się pukać?! –warknąłem do nich, na co się tylko zaśmiali. Idioci.
-Biebs, zluzuj majty. –odpowiedział mi Noel, który wciąż się śmiał.
-Stary, idziemy dzisiaj do tej restauracji w hotelu. Ma tam wystąpić jakaś nowa laska, po tym jak zwolnili Meg.
-Jaka nowa laska?
-Nazywa się Candy Miller i ponoć jest gorąca. –uśmiechnął się znacząco Zach.
-Ej, ale mieliśmy iść dzisiaj z Ems i Ashley do tej nowej pizzerii, zabiją nas jeśli odwołamy! –zaśmiałem się, a po chwili Zach i Noel dołączyli do mnie. Możecie pomyśleć, że jestem rozpieszczony, no bo hej, ile nastolatków ma swój własny apartament w pięciogwiazdkowym hotelu? Dokładnie. Wszystkiego dorobiłem się sam, od rodziców nie dostałem nic. Byliśmy biedną rodziną pochodzącą z Bronx’u, tak Bronx jest w Nowym Jorku, ale przeprowadziłem się do Bostonu jakieś 3 lata temu, żeby prawdopodobnie tak jak każdy, zacząć od nowa. Pewnie się zastanawiacie jak się tego wszystkiego dorobiłem. Cóż robię napady na banki, działam sam, nie bawię się w jakieś gangi, to dla porzuconych dzieci ulicy. Zacha i Noela poznałem już po przeprowadzce, spotkałem ich jak grali w kosza i do tej pory razem w niego gramy. Emily i Ashley dołączyły po roku do naszej paczki, więc można powiedzieć, że od tej pory jesteśmy nierozłączni.

***

Ruszyłem korytarzem z przyjaciółmi do sali restauracyjnej i zajęliśmy wcześniej zarezerwowany stolik. Gapiłem się ślepo w kurtynę i czekałem aż się podniesie do góry. Z boku kurtyny wyjrzała elegancko ubrana dziewczyna, skądś ją znałem, tylko nie wiedziałem skąd. Z wpatrywania się w dziewczynę wyrwała mnie kelnerka, która chciała spisać nasze zamówienie, zamówiłem krewetki, Zach spaghetti, a Noel sałatkę. Gdy dostarczono nam nasze zamówienie, zacząłem powoli jeść jedzenie. Po piętnastu minutach, kurtyna podniosła się, a na scenę, wyszła najpiękniejsza dziewczyna na świecie. Była piękniejsza niż Emily, a jej urodę ciężko pobić, chociaż to zależy również od upodobań. Jej falowane włosy pokryły jej całe plecy. Dziewczyna zaczęła swój śpiew chwilę po tym jak zaczęły grać pierwsze instrumenty. Jej anielski głos rozprzestrzeniał się po całej sali, można było go słuchać godzinami. Bieber, ogarnij się, rozmarzasz się o przypadkowej dziewczynie. Gdy skończyła swój występ, zacząłem pierwszy klaskać i razem z Noelem i Zachem krzyczeliśmy do niej by wykonała bis. Niestety, dziewczyna, uśmiechnęła się i zeszła ze sceny. Dokończyliśmy jedzenie, po czym wyszliśmy z restauracji. Pożegnałem się z kumplami i ruszyłem w swoją stronę, a oni w swoją. Idąc korytarzem, zauważyłem znajome fale, które kaskadami upadały na plecy dziewczyny. Postanowiłem się do niej odezwać, w końcu raz kozie śmierć.
-Hej Candy! – krzyknąłem za dziewczyną, która tak jak planowałem odwróciła się do mnie.
-Cześć dupku, zamierzasz mnie przeprosić za to, że wpadłeś na mnie? –uśmiechnęła się lekko do mnie, a po chwili wpatrywała się w moje oczy.
-Cóż, tak szczerze to nie. –zaśmiałem się, na co ona się odwróciła.
-Zaczekaj, a jeśli masz zamiar uciekać, to i tak cię złapie skarbie. –złapałem jej ramię i dziewczyna się zatrzymała. Obszedłem ją tak, by stać z nią twarzą w twarz.
-A więc najpierw się przedstaw, a potem powiedz mi czego ode mnie chcesz. –zażądała, po czym zmarszczyła czoło.
-Po pierwsze, nie marszcz czoła, bo ci tak zostanie. Po drugie jestem Justin. A po trzecie, jutro zabiorę cię na lunch, co ty na to? –spojrzałem na dziewczynę.
-Okej, więc Justin, jutro z tobą nigdzie nie idę, bo cię nie znam, a po drugie będę mieć cały dzień prób. –westchnęła na wspomnienie próby.
-Candy, zapraszam cię na lunch, bo chcę cię poznać okej? A na jedzenie masz prawo mieć czas. Traktuj to jako przysługę. –uśmiechnąłem się do niej i odszedłem bez pożegnania.
-Przysługę, za co? –krzyknęła za mną.
-Za to, że na mnie wpadłaś! –krzyknąłem do niej, po czym się odwróciłem by wystawić jej język, na co ona mi wystawiła środkowy palec. Wszedłem do swojego mieszkania i od razu ruszyłem pod prysznic. Musiałem oczyścić swój umysł, ta dziewczyna za dużo czasu siedzi w mojej głowie, przecież ja jej nawet nie znam. Ale poznasz. Gdy skończyłem swój prysznic, osuszyłem ciało i założyłem czyste bokserki. Ten dzień był męczący, więc zamiast zrobić sobie jak zwykle nocnego maratonu filmowego, powędrowałem od razu do łóżka. Kiedy udało mi się już prawie zasnąć, rozbudził mnie dzwoniący telefon. Spojrzałem na godzinę na telefonie i była pierwsza w nocy. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej siostry. Odebrałem niechętnie, chociaż wiem, że pewnie dzwoni w ważnej sprawie.
-Justin, potrzebuję cię.
~~~~
od autorki: W końcu akcja się powoli rozkręca. Jak myślicie, po co zadzwoniła do Justina jego siostra?

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 1

Candy POV
-Wstawaj leniu! -głos Mirandy rozbrzmiał po całym pokoju, wyrywając mnie z mojego snu.
-Co jest do cholery?!-krzyknęłam zdezorientowana sytuacją
-Jak to, co? Dzisiaj nasz pierwszy dzień w pracy! Słyszałam, że w tym hotelu mieszkają same ciacha, mm-spojrzałam na nią rozbawiona. Jak można się tak ekscytować chłopcami? Nie żebym była lesbijką. Po prostu nie szukam aktualnie chłopaka.
Wstałam leniwie po tym jak Miranda zagroziła mi skakaniem po mnie, a uwierzcie mi, jest do tego zdolna. Ruszyłam do łazienki, zahaczając o szafę i wybierając strój na dzisiaj. Wchodząc pod prysznic, namydliłam swoje ciało, po czym spłukałam z niego pianę. Podczas stania pod ciepłą wodą, myślałam o Brayanie, cholera, tęsknie za nim. Był moją pierwszą miłością, moim pierwszym razem, moją poranną myślą, był wszystkim. Dość Candy, przestań myśleć o tym dupku, który złamał ci serce. Wychodząc spod prysznica, osuszyłam się i ubrałam naszykowane ubrania.
         -I jak wyglądam? Mogę w tym iść na pierwszy dzień pracy? -przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze, po czym pokazałam się Mirandzie.
-Dziewczyno, wszyscy chłopcy są twoi! Na pewno nie pozwolę ci w tym iść, nie możesz wyglądać lepiej niż ja-udała obrażoną, po czym wybuchła śmiechem, na co ja wywróciłam oczami.
-Dobrze wiesz, że nie da się wyglądać lepiej niż ty, a teraz rusz swój piękny tyłek Chica, bo spóźnimy się do pracy-rzuciłam poduszką w jej twarz i ruszyłam w stronę drzwi. Po tym jak Miranda opuściła moje mieszkanie, zamknęłam drzwi na klucz i obie poszłyśmy w kierunku jeepa, stojącego przed budynkiem. Wchodząc do samochodu, od razu go odpaliłam i pojechałyśmy do naszego hotelu, mówiąc hotelu, mam na myśli miejsca pracy, jeśli nie załapaliście za pierwszym razem. Miranda włączyła radio i po chwili w aucie zaczęła rozbrzmiewać piosenka Katy Perry- Last Friday Night. Obie zaczęłyśmy głośno śpiewać przebój, uspokoiłyśmy się po tym jak kierowcy, którzy nas otaczali z zaniepokojeniem patrzyli, co się dzieje w moim samochodzie. Tak, nie byłyśmy normalnymi nastolatkami. Docierając w końcu do pracy, zaparkowałam auto na pobliskim parkingu.
-Jesteś gotowa? –zapytałam moją przyjaciółkę zaraz po tym jak odpięła pas.
-Ja? Zawsze! Musimy już iść, bo jeśli nie przyjdziemy tam teraz, to nasze posady weźmie ktoś inny-po tych słowach, wysiadłyśmy z samochodu i weszłyśmy do Liberty Hotel. W holu wisiały ogromne kryształowe żyrandole, które zapierały wdech w piersi. W ścianach były wbudowane akwaria z rybami, których nazw nawet nie znałam. Podeszłyśmy do recepcji, spytać o pracę, recepcjonistka pokierowała nas na 5 piętro, gdzie odbywało się zebranie dla nowych pracowników. Odwracając się wpadłam na jakiegoś chłopaka, który prawdopodobnie tu mieszkał.
-Uważaj jak chodzisz. –odburknęłam chłodno do chłopaka, który stał przede mną.
-Skarbie, to ty na mnie wpadłaś, a nie ja na ciebie. – chłopak spojrzał w moje błękitne tęczówki i uśmiechnął się sarkastycznie.
-Nieważne, Miranda chodź już, nie ma co stać przy tym dupku.  –poszłam z przyjaciółką w kierunku windy, gdy winda przyjechała, weszłyśmy do niej i wybrałyśmy 5 piętro.
-Candy, wpadłaś na najprzystojniejszego faceta na świecie i jeszcze go spławiłaś.
-Daj spokój, zachował się jak dupek. –odkrzyknęłam do niej, gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze
-Okej, to ja go sobie zamawiam! –krzyknęła radośnie M, na co ja się zaśmiałam.
- A więc to są nasze dwie nowe i w dodatku spóźnione pracownice. –przerwał zebranie mężczyzna w garniturze, który prawdopodobnie był naszym kierownikiem.
-Przepraszamy za spóźnienie, były korki na drogach i nie mogłyśmy dotrzeć tu wcześniej. –zaczęłyśmy z Mirandą się usprawiedliwiać na co nasz nowy szef, kazał zająć miejsce. Gdy zebranie się skończyło, każdy z nas został przydzielony do danego stanowiska i dostał uniform. Ja dostałam się tam gdzie zamierzałam, będę śpiewać podczas wytrawnych kolacji dla gości, dzięki czemu dostałam apartament w hotelu. Miranda dostała się na stanowisko cukiernicze i będzie sprzedawała słodycze dla gości. Pewnie wszystko zje, zanim cokolwiek sprzeda. Cóż, ona właśnie taka jest, kocha słodycze. Po spotkaniu, poszłam z przyjaciółką do naszego nowego miejsca zamieszkania. Apartament posiadał dwa pokoje, salon oraz łazienkę. Miranda pierwsze co zrobiła, wchodząc do apartamentu, rzuciła się na wielką skórzaną kanapę i jęknęła z powodu wygody. Ona nigdy się nie zmieni. 
~~~~
od autorki: A więc jest pierwszy rozdział. Tak wiem jest nudny, ale początki zawsze są nudne. Mam nadzieję, że was to nie z niechęci.
kisses