Candy POV
Wchodząc
do naszego mieszkania, poczułam na sobie wzrok Randy. Od razu wiedziałam, że
zaraz będzie mnie przesłuchiwać, norma.
-Z kim gadałaś? –od razu zaczęła mnie wypytywać, hm, a nie
mówiłam? Zaśmiałam się w myślach.
-Gadałam z Justinem. –odpowiedziałam jej szybko, po czym
udałam się do kuchni by nalać sobie coli.
-Jakim Justinem? –podniosła jedną brew do góry, ciągle
przypatrując się, co robię.
-Chcesz też? –spróbowałam zmienić temat, bezskutecznie.
-Oh Can, nie zmieniaj tematu, ale tak, możesz mi nalać.
Więc? Kim jest Justin? –kontynuowała swoje przesłuchanie.
-Pamiętasz tego chłopaka, co na mnie wpadł? –spytałam, na co
ona kiwnęła głową. –To jest właśnie Justin. –wręczyłam jej colę i usiadłam obok
niej na sofie.
-Przecież ja go sobie zamówiłam! –fuknęła na mnie Miranda
-A kto powiedział, że będę z nim chodziła? Idę z nim jutro
na lunch, chciałam, żebyś poszła z nami, ale przypomniało mi się, że wtedy
pracujesz. –wytłumaczyłam się przyjaciółce, a ona tylko westchnęła.
-Okej, okej. Możesz go sobie wziąć, ja się zabiorę za,
któregoś z jego kolegów. –każde jej słowo zostało wypowiedziane radośnie, na co
się uśmiechnęłam.
-To co Benson? Oglądamy „The other woman”? –spojrzałam na
nią rozbawiona. Podeszłam do stolika, na którym znajdowało się dvd i włożyłam
płytę z filmem do sprzętu. Wróciłam na kanapę i zajęłam miejsce obok mojej
przyjaciółki.
Po
dwóch godzinach nieustannego śmiania się z komedii, poszłam do łazienki wziąć
prysznic. Wciąż się zastanawiam, dlaczego pozwoliłam się mu zaprosić na obiad.
Ja go nawet nie znam. A może warto poznać kogoś nowego? W końcu jestem w
Bostonie, zaczęłam nowe życie. Przecież nie może być taki zły. A te jego włosy i uroczy uśmiech.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam spod prysznica by ubrać się w piżamę.
Zaraz po tym jak wyszłam z łazienki, usłyszałam jak dzwoni mój telefon. Na
wyświetlaczu pojawił się napis „tata”.
-Cześć tato, czemu dzwonisz? Coś się stało? –zapytałam
zmartwiona, bo nie zawsze dzwonił do mnie tak późno.
-Nie, wszystko jest w porządku. Jak ci się żyje w Bostonie?
–spytał mnie radośnie.
-Jest niesamowicie, ale brakuje mi tej kalifornijskiej plaży.
Czemu dzwonisz tak późno? –posmutniałam na wspomnienie o Californii. W wakacje
muszę tam wrócić.
-Candy, zapomniałaś o strefie czasowej. –zaśmiał się, a ja
uderzyłam się w czoło. Okej, oficjalnie stwierdzam, że jestem głupia.
-Racja, wiesz może co u mamy? Och i czy znalazłoby się dla
mnie miejsce w twoim domu na przyszłe wakacje? Tęsknię za Los Angeles. –liczyłam,
że odpowie, że tak, bo nie chce mieszkać u mamy. Nie zrozumcie mnie źle, kocham
ją, ale czasami jest nieznośna i za bardzo uparta, plus niedaleko jej domu jest
dom Bryana, a tego bym nie zniosła.
-Oczywiście, że tak. A teraz idź spać, bo u ciebie jest już
dość późno. Dobranoc kochanie.
-Dobranoc tato, kocham cię. –po tych słowach zakończyłam
naszą rozmowę i udałam się spać.
Justin POV
-Czemu dzwonisz do mnie o pierwszej w nocy?! –warknąłem do
niej półprzytomny.
-Więc, pewnie jeśli
to usłyszysz to mnie zabijesz, ale zrozum mnie, mama ma dzisiaj urodziny a ja
do cholery nie wiem co jej kupić! –niemalże krzyknęła mi do ucha, a ja
westchnąłem z irytacją.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie za dnia? –spytałem ją, a w
moim głosie można było wyczuć złość.
-Panie Bieber, dzwoniłam do pana z pięć razy, ale pewnie
znowu zajmowałeś się planowaniem, którą laskę poderwać, a potem wyruchać.
–zaśmiałem się na jej słowa.
-Ej ja ich nie rucham! Ja się z nimi kocham! –teraz to ona
się śmiała, cholera, brakuje mi jej.
-Nimi? A więc preferujesz orgię? Cokolwiek powiesz, Bieber.
A teraz powiedz mi co mam kupić mamie. –wydusiła z siebie te słowa w przerwie
od śmiechu.
-Okej, co powiesz na naszyjnik z perłami?
-Nie stać mnie, dobrze wiesz. –od razu posmutniała.
-Dołożę się, przeleję ci 3 tysiące dolarów, a ty pojedziesz
do najlepszego jubilera na Manhattanie i kupisz jej najładniejszą biżuterię. –zaproponowałem
jej ten układ, licząc na to, że się zgodzi, a jeśli się nie zgodzi, to ją do
tego zmuszę.
-Justin wiesz, że nie mogę, tego przyjąć. W ostatnim czasie,
za dużo na nas wydałeś
-Nie przesadzaj, dla rodziny zrobię wszystko. A teraz wracam
do mojego snu, więc dobranoc –naciskając czerwoną słuchawkę na ekranie mojego
telefonu, położyłem go na stoliku nocnym i poszedłem spać. Znowu.
***
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 12:30.
Założyłem pośpiesznie buty na nogi i wyszedłem z apartamentu. Po tym jak
zamknąłem drzwi, ruszyłem w stronę restauracji, w której pewnie Candy miała
próbę. Wszedłem do sali i zamknąłem za sobą drzwi. Pomachałem szatynce na
przywitanie, a ta uśmiechnęła się do mnie lekko. Gdy zeszła ze sceny, podeszła
do mnie.
-To jak Justin, gdzie mnie zabierasz? –spojrzała na mnie.
-Co powiesz na sushi? –spojrzałem na nią i oblizałem usta.
-Brzmi świetnie. –odpowiedziała szybko, po czym oboje
ruszyliśmy w stronę wyjścia z budynku. Gdy wyszliśmy z hotelu, rozglądałem się
wokół, prawdę mówiąc wcześniej się nie skupiałem na otoczeniu mojego domu. Wzdłuż
chodnika było pełno sklepów, od tych najtańszych po te najdroższe, które były
tuż przy samym hotelu. Przy drodze, co 15 metrów były posadzone drzewa.
Spojrzałem na moją towarzyszkę, która była również skoncentrowana na
podziwianiu krajobrazu. Chociaż prawdę mówiąc nie ma co podziwiać, tak wygląda
każda ulica w bogatych dzielnicach. Po 15 minutach spaceru dotarliśmy na miejsce.
Poleciłem Candy by zajęła miejsce, gdy ja złożę nasze zamówienie. Dziewczyna
zamówiła tradycyjne maki-zushi, a ja nigiri-zushi. Poszedłem do wybranego
miejsca przez nią i zająłem miejsce naprzeciw jej.
-A, więc Candy, co cię sprowadza do Bostonu? –spojrzałem na
nią.
-Moi rodzice się rozwiedli, a mój były chłopak zostawił mnie
dla mojej koleżanki Kate, gdyby nie to, pewnie dalej bym mieszkała w Los
Angeles. Mówię ci, tam plaże są najlepsze. –uśmiechnęła się do mnie, pokazując
przy tym wszystkie swoje zęby.
-Na pewno. –odwzajemniłem uśmiech i napiłem się coli, którą
nam dostarczono.
-A ty? –spytała i spojrzała na mnie.
-Co ja?
-Co cię sprowadziło do Bostonu, w końcu mieszkasz w hotelu. –napiła
się napoju, po czym przygryzła wargę.
-Cóż moja historia nie jest tak ciekawa jak twoja. –uniosła
brwi do góry.
-Na pewno nie. –zaśmiała się.
-Cóż więc, żyłem w Nowym Jorku, na Bronxie, więc domyślasz
się, że za kolorowo nie miałem. Chciałem wyrwać się z tamtego świata, więc
przeprowadziłem się tutaj. Tu mam lepszą pracę, więc mogę sobie pozwolić na
mieszkanie w hotelu. –westchnąłem, dawno z nikim nie gadałem na temat mojej
rodziny czy tego skąd pochodzę.
-Gdzie pracujesz? –niespodziewałem się, że mnie o to zapyta,
chociaż mogłem to przewidzieć.
-Nie mogę ci powiedzieć. – zacisnąłem usta w cienką linię.
-Okej, nie chcesz mówić to nie mów. –po wypowiedzeniu tych
słów, uśmiech zszedł jej z ust.
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć złotko. –odpowiedziałem jej, a moje każde słowo przesiąkała
irytacja. Dlaczego obchodzi ją co robię. Zaraz po tym, podano nam jedzenie.
Candy zaczęła powoli jeść swój lunch i spoglądała na mnie co jakiś czas. Po tym
jak skończyła jeść swój posiłek, wyciągnęła portfel ze swojej torebki,
zostawiła pieniądze za obiad, który zjadła i wyszła, zostawiając mnie samego.
Co jest z nią nie tak? To chyba normalne, że nie chce rozmawiać o napadach na
bank. Nie Bieber, to nie jest normalne.
Zapłaciłem za obiad i wyszedłem z lokalu. Wracając, zauważyłem jak Candy wsiada
do jakieś samochodu i odjeżdża. Ma tu znajomych?
~~~~
od autorki: A więc jest pierwsze spotkanie Justina i Candy. Nie podoba mi się ten rozdział, oby następny wyszedł mi lepiej. :)
Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, szkoda tylko, że nie działo się nic wielkiego na ich spotkaniu, że tak mało ze sobą rozmawiali :c Mam nadzieję, że niedługo rozwinie się akcja bardziej :D
OdpowiedzUsuńlabrer.blogspot.com // love-quintessence.blogspot.com
super ;)
OdpowiedzUsuń