Justin POV
Siedziałem
na ławce przy stawie i rzucałem do niego kamyki. Jutro jest piątek, więc
spotykam się z przyjaciółmi. Może jak wrócę do domu, to zajdę do Candy i spytam
czy pójdzie ze mną na to spotkanie? Pewnie się nie zgodzi, ale tak czy siak
muszę z nią porozmawiać. W przyszłym tygodniu planuję odwiedzić rodzinę, zrobię
im niespodziankę. Tak długo siedzę w tym Bostonie, że już nawet nie pamiętam
jak wygląd moja siostra czy brat. Jazzy kończy w tym roku szkołę i 19 lat, więc
urządzimy jej przyjęcie z tych dwóch okazji. Jaxon jest o dwa lata od niej
młodszy, więc musi jeszcze poczekać by skończyć szkołę. Gdy tak myślałem o
rodzinie, zastanowiłem się, dlaczego Candy nie chodzi do szkoły, przecież jest
młodsza od mojej siostry. Pewnie ją rzuciła albo zapisała się do szkoły
internetowej. Odrzuciłem myśli o mojej nowo poznanej znajomej? Nie wiem kim
jest dla mnie. W każdym razie muszę się już stąd zbierać, bo zastanie mnie mrok
a za dwie godziny mam samolot powrotny. Wstałem z ławki i ruszyłem w stronę
parkingu, który był oddalony od stawu o jakieś 700 metrów. Szedłem po chodniku
i oglądałem krajobraz Portland jakiego jeszcze nie widziałem. Było tu
spokojniej niż w Bostonie. Przynajmniej w tej dzielnicy. Gdy znalazłem się już
przy moim samochodzie, wsiadłem do niego i odjechałem. W GPS wpisałem adres
lotniska i kierowałem się w tym kierunku, który mi podawało urządzenie. Dość
sprawnie przejechałem przez najruchliwsze ulice miasta i na miejscu znalazłem
się po dwudziestu minutach. Zaparkowałem pojazd na parkingu, wysiadłem z niego
i go zamknąłem. Dałem znać znajomemu, że jego samochód stoi na lotnisku
Portland International Airport. Włożyłem telefon do kieszeni i wszedłem do
budynku lotniska. Po przejściu przez różne kontrole, odłożyłem walizkę na taśmę
i ruszyłem do hali odlotów. Samolot miał startować o godzinie 20, więc musiałem
poczekać jeszcze pół godziny. Westchnąłem i opadłem na krzesełko w
pomieszczeniu.
***
Candy POV
Siedziałem
na kanapie i oglądałem jakiś nudny teleturniej z jeszcze nudniejszym
prowadzącym. Z robienia tej nudnej czynności wyrwał mnie mój dzwoniący telefon.
Leniwie wstałam z siedzenia i poszłam po komórkę, która leżała na blacie
kuchennym. Napis na wyświetlaczu przyprawił mnie o mdłości i dreszcze. Czego on
ode mnie chce? Oblizałam nerwowo wargi i odebrałem telefon.
-Skarbie –usłyszałam jego zachrypnięty głos, przez który
przerzedły mi dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
-Nie mów tak do mnie. –warknęłam do niego. –Czego chcesz
Bryan? Znowu chcesz mnie być ze mną? Kolejny zakład z kumplami? –zadawałam mu
coraz większą ilość pytań i zdałam sobie sprawę, że dość głośno na niego
krzyczę, bo Miranda patrzyła się na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Uspokoiłam
się i kontynuowałam „rozmowę”.
-Candy, dzwonię po to, żeby cię zaprosić na moje urodziny.
Miranda też może przyjść. –westchnął i znając życie przewrócił oczami.
-A, po co miałaby do ciebie przychodzić na urodziny twoja
była dziewczyna? Wybacz skarbie, ale
nie przyjdziemy. –zaśmiałam się pod nosem.
-Myślałem, że między nami wszystko już okej.
-Cóż chyba się pomyliłeś, myśląc, że wszystko ci wybaczę po
tym jak byłeś ze mną rok tylko dla zakładu. Wybacz mi, ale mam teraz dużo
ciekawsze rzeczy do robienia w Bostonie niż rozmawianie z tobą.
–specjalnie zrobiłam większy nacisk na słowo Boston by w końcu odpuścił.
Usłyszałam tylko, gdy zaczyna się mnie pytać, dlaczego jestem w tym mieście,
ale nie dałam mu dokończyć i się rozłączyłam. Spojrzałam na Mirandę, a ta dalej
się na mnie patrzyła ze zdziwieniem, że potrafiłam się w tak ostry sposób
rozmówić się z moim byłem. Eww on jest jak rzep na psim ogonie, albo komar,
który wyssał za mało krwi z jednego organizmu. Wzdrygnęłam się na myśl o
komarach.
-Co się tak patrzysz? –odłożyłam telefon na z powrotem na
blat i wróciłam na kanapę.
-Co się stało z opanowaną Candy Miller?! –zaśmiała się i
usiadła obok mnie.
-Ej ej ej, ja nigdy nie jestem opanowana. Zwłaszcza po
alkoholu. –odwróciłam głowę w jej stronę i zaśmiałam się.
-Candy, jest dopiero 16 a ty już pijesz? –Miranda zaczęła
przeszukiwać wzrokiem kuchnie w celu znalezienia butelek po alkoholu.
-Nie piłam! –przyjaciółka westchnęła tylko i opadła
całkowicie na kanapę. Oparłam swoją głowę o jej ramię i wlepiłam wzrok z ekran
telewizora, który ciągle pokazywał inny kanał. Zerknęłam na Mirandę i zaśmiałam
się pod nosem, ona wybełkotała tylko, „co?” a ja pokręciłam przecząco głową i
powiedziałam „nic”. Nie rozumiem jak można być tak niezdecydowanym. Candy, sama jesteś niezdecydowana w sprawie
Justina. Głos w głowie nagle się odezwał. Okej, racja, nie jestem
zdecydowana, co do niego. Raz go nie chce znać, a drugi raz całuje mnie w
windzie. To wszystko za szybko się dzieję. Nawet dobrze nie skończyłam z
Bryanem, bo wiem, że za szybko nie odpuści, nawet po dzisiejszej rozmowie.
Pewnie musiał być dość zaskoczony moim wybuchem tak samo jak Randy. Na razie
muszę dać sobie spokój z nim i muszę mu to powiedzieć. Jak mogę mu ulegać,
skoro sama nie wiem, czego chcę? Może zostaniemy przyjaciółmi? Oby nie miał z
tym problemu, a jeśli będzie miał, to cóż, mówi się trudno. W tym mieście jest
z pewnością dużo lepszych kandydatów na przyjaciela niż on. Westchnęłam do
siebie w głowie i zamknęłam oczy przygotowując się do snu.
***
Obudziły mnie jasne promienie słoneczne, które przebijały
się przez zasłony. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku, po czym przeczesałam
włosy palcami, żeby wiedzieć, w jakim mniej więcej są stanie. Leniwie wstałam z łóżka i je pościeliłam.
Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej i sprawdziłam czy mam jakieś
nieodebrane połączenia czy smsy. Miałam dwa nieodebrane połączenia od Justina i
jedną wiadomość, w której prosił, żebym do niego oddzwoniła. Rzuciłam komórkę
na łóżko, odsłoniłam zasłony i poszłam wykonać poranną toaletę. Po piętnastu
minutach wyszłam z łazienki i wybrałam ubrania, które dzisiaj założę. Ubrana,
wyszłam z pokoju i zaczęłam robić śniadanie dla mnie i Rendy. Jak na zawołanie,
moja przyjaciółka zjawiła się zaspana w kuchni, pewnie od razu wyczuła zapach
naleśników. Zaśmiałam się pod nosem i poleciłam jej, żeby wyciągnęła syrop
klonowy, cukier puder i inne słodycze. Gdy skończyłam smażyć nasze śniadanie, nałożyłam
po równo naleśniki na dwa talerze.
-Są chociaż zjadliwe? –spytałam przyjaciółkę, wkładając
jedzenie do ust.
-Żartujesz sobie? Candy Jessico Miller robisz najlepsze naleśniki
na świecie! –zaśmiałam się na jej słowa.
-Mama mnie nauczyła je robić. Rendy co myślisz o tym, żeby
pojechać do Los Angeles na tydzień? –liczyłam, że się zgodzi, bo tęsknię za moim
starym przyjacielem Tristanem.
-Candy..-westchnęła Miranda, a moja twarz przybrała poważny
wyraz twarzy.
-Miranda proszę, tęsknię za Tristanem.
-Okej, w porządku, ale tylko na tydzień, naprawdę nie chcę
wracać do tego miasta. –kolejny raz usłyszałam jej westchnięcie, a moja twarz
rozpromieniała z radości.
-Dobrze, że się zgodziłaś, urlop już dla nas wzięłam, a lot
mamy o 16, pakuj się panno Benson –poruszyłam brwiami i zaczęłam się śmiać.
Wstałam od stołu, biorąc ze sobą brudny talerz i włożyłam go do zlewu. Puściłam
oczko do przyjaciółki na znak, że ona dzisiaj zmywa. Przypomniałam sobie, że
muszę oddzwonić do chłopaka. Wybrałam jego numer i opadłam na łóżko, czekając
aż odbierze.
-Candy.
-Cześć Justin. –rzuciłam na przywitanie.
-Um..co robisz dzisiaj wieczorem? –usłyszałam jak gwałtownie
wypuścił powietrze
-Justin, wylatuje dzisiaj do LA..
-Nie chciałaś przypadkiem zacząć nowego życia Miller? –zaśmiał
się ironicznie.
-Chcę i zaczęłam nowe życie, po prostu tęskn..
-Tęsknisz za swoim byłym? –przerwał mi,a ton jego głosu
zmienił się o jakieś 180 stopni.
-Nie Justin, nie tęsknie za moim byłym. Tęsknie za moim
przyjacielem. A tak na marginesie, chyba nie powinno cię to interesować huh? –myślałam,
że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok, bipolarny dupek.
-Cóż, może nie powinno, ale mnie interesuje. –powiedział bez
żadnej emocji w głosie.
-W porządku, bipolarny dupku. –rozłączyłam się i odłożyłam
telefon na szafkę nocną. Przetarłam czoło i zaczęłam pakować walizkę.
~~~~
Miałam dodać rozdział jak będzie przynajmniej 10 komentarzy pod rozdziałem, ale nie mogłam się powstrzymać. Myślicie, że się pogodzą? Coś się wydarzy w LA?